Erotyczny hit Kaliny Jędrusik może zamienić się w przerażający lament kobiety, zaś pogodny przebój Skaldów, podobnie jak „Piosenka o życiu ptasim” staje się okazją do wciągnięcia opery do wspólnego śpiewania, ale wręcz dyrygowania przez Katarzynę Groniec niezłym chórem widzów właściwie bez słów – relacjonuje koncert Katarzyny Groniec w OiFP Jerzy Doroszkiewicz w Kurierze Porannym.

Katarzyna Groniec, jedna z ikon piosenki aktorskiej, w białostockiej operze przedstawiła swoje "Zoo z piosenkami Agnieszki Osieckiej". Trzecia scena opery przy Odeskiej znów przyciągnęła tłumy fanów.
Od czasów Anki z musicalu "Metro" do "Zoo z piosenkami Agnieszki Osieckiej" minęło ćwierć wieku. W tym czasie Katarzyna Groniec pozostałą sobą i wciąż intryguje, a wielu wzrusza i zachwyca. Nie inaczej stało się w przypadku interpretacji piosenek Agnieszki Osieckiej. Jeśli Katarzyna Groniec śpiewa "Nie ma jak pompa", "Sing Sing" czy "Małgośkę" - zadowala się fragmentami zaaranżowanymi w stylu... disco polo, choć zastrzega, by publiczność nie śpiewała "Łoj dana" tylko "oj da da".
Ale też słuchacze doskonale wiedzą, że wokalistka od zawsze ma pomysł na osobiste interpretacje i dlatego przychodzą na koncerty. Psychodeliczno-nowofalowe (cokolwiek to znaczy) aranżacje niektórych utworów zachwycają swoją odkrywczością, niektóre celowo zostały "zbrzydzone". Genialny patent z drumlą i jakby westernowym stylem piosenki, która zresztą została napisana do "polskiego westernu", czyli komedowskim "Nim wstanie dzień" poruszy nawet w wersji, kiedy momentami wokalistka robi wszystko, by udać, że jej nie do końca wychodzi... gwizdanie.
Czytaj całą relację w Kurierze Porannym.
Fot. J. Doroszkiewicz/Kurier Poranny